Dzieci szczęścia
Ależ to stałoby się dla mnie kamieniem, uwiązanym do szyi, z którym musiałbym pójść na dno społeczne, lub rzucić się do Wisły wraz z tymi, którzyby się na mnie oparli.
Gdybym to uczynił, oni wszyscy co mnie potępiają, nazwaliby to szaleństwem, zabiliby mnie swojem szyderstwem, zaprzeczyliby mi prawa bytu, jako pozbawionemu rozsądku.
Dziś milczą przynajmniej, nie śmieją rzucić mi w oczy tego, co o mnie myślą; wówczas obrzucaliby mnie swojem współczuciem obłudnem, deptali jak człowieka, który każde-
go
potrzebuje, każdego się lękać musi, nikomu narazić nie może.
— Dlaczegóż tego nie powiesz?
— Ja! — zawołał, podnosząc się z miejsca, jakby dotknięty płomieniem.
— Ja — im? Kto się tłómaczy, ten z góry uznaje się zwyciężonym. Ja nie powiedziałbym tego tobie nawet, gdybyś nie trafił na chwilę, taką jak ta.
— Ryszardzie, ja znieść tego nie mogę, by powstawano przeciw tobie nieustannie.
— Jesteś dziecinny, sądząc, że winno tutaj postępowanie moje.
Oni szukali zaczepki, czekali na chwilę sposobną. Napadają na mnie nie dlatego, że opuściłem narzeczone, ale że umarł Sawiński, wobec którego milczeć musieli.
Teraz wychodzą tylko na jaw tłumione zawiści, niechęci, obudzone powodzeniem.
Takie rzeczy trzeba opłacać zwłaszcza, jeśli sie je utraci wówczas, gdy nadzieje nie miały jeszcze czasu stać się rzeczywistością i unosiły się tylko przedemną, jak złote
motyle. Byłem szczęśliwy, Jerzy, tak szczęśliwy, jak już nie będę nigdy, nigdy, nigdy...
Oparł nerwowo zaplecione dłonie na czole i wielkiemi krokami przebiegał gabinet, daremnie chcąc się uspokoić.
Jerzy spoglądał na niego z gorącem współczuciem.
Miał on dla niego ten rodzaj czci serdecznej, jaką budzi zwykle energiczna silna natura w młodej,
miękkiej, skłonnej do entuzyazmu. Ryszard był jego miłością, dumą, ideałem.
<<Poprzednia 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 32 | 33 | 34 | 35 | 36 | 37 | 38 | 39 | 40 | 41 | 42 | 43 | 44 | 45 | 46 | 47 | 48 | 49 | 50 | 51 | 52 | 53 | 54 | 55 | 56 | 57 | 58 | 59 | 60 | 61 | 62 | 63 | 64 | 65 | 66 | 67 | 68 | 69 | 70 | 71 | 72 | 73 | 74 | 75 | 76 | 77 | 78 | 79 | 80 | 81 | 82 | 83 | 84 | 85 | 86 | 87 | 88 | 89 | 90 | 91 | 92 | 93 | 94 | 95 | 96 | 97 | 98 | 99 | 100 | 101 | 102 | 103 | 104 | 105 | 106 | 107 | 108 | 109 | 110 | 111 | 112 | 113 | 114 | 115 | 116 | 117 | 118 | 119 | 120 | 121 | 122 | 123 | 124 | 125 | 126 | 127 | 128 | 129 | 130 | 131 | 132 | 133 | 134 | 135 | 136 | 137 | 138 | 139 | 140 | 141 | 142 | 143 | 144 | 145 | 146 | 147 | 148 | 149 | 150 | 151 | 152 | 153 | 154 | 155 | 156 | 157 | 158 | 159 | 160 | 161 | 162 | 163 | 164 | 165 | 166 | 167 | 168 | 169 | 170 | 171 | 172 | 173 | 174 | 175 | 176 | 177 | 178 | 179 | 180 | 181 | 182 | 183 | 184 | 185 | 186 | 187 | 188 | 189 | 190 | 191 Nastepna>>