Dzieci szczęścia
Choroba oddawna nurtowała ten młody organizm, a dziś rozpoczęła się już praca, niczem niepowstrzymana, śmierci.
Marcela sprowadzała najbieglejszych lekarzy.
Jak często bywa w przedostatnich chwilach, choroba nadała Jadwini piękność złowrogą.
Oczy powiększyły
się wśród wychudłej twarzy, płeć zawstydzała alabaster, a blask źrenic, rumieniec policzków, żywy karmin ust, złudzić mógł niedoświadczonych.
— Czyż to być może, by nie było już żadnej nadziei? — pytała siostra z rozpaczą. — Ona taka młoda!
Niestety, odpowiedziano jej jednogłośnie, iż suchoty młodych tem szybciej zabijają, a życie Jadwini liczyło się już nie na miesiące i tygodnie, ale na dnie.
Szczęściem chora tego nie czuła. Gorączka podniecała marzenia, żyła nadzieją jutra, które dla niej nie istniało.
Wszystko w jej głowie układało się szczęśliwie wedle pragnień. Pan Gustaw nie mógł jej wziąć za złe, iż leczyła się w domu.
Panny Obrańskie dłużej trzymać jej nie chciały, a zresztą Marcela niezawodnie była obmówioną.
Teraz w domu wyzdrowieje szybko, co dzień sądziła się zdrowszą, pan Gustaw skończy instytut technologiczny, dostanie dobre miejsce, ożeni się z nią.
Trzeba było nawet myśleć o wyprawie. I myślała też o niej nieustannie, chciała ją zrobić bardzo oszczędnie, miała tyle dawnych sukien, trzeba je było tylko przerobić.
Teraz, po tych zabójczych zimnach, które stały się ostatecznym powodem jej choroby, zaświeciło jasne, wiosenne słońce, a Jadwinia zaczęła nagle troszczyć się bardzo o to, co
włoży, skoro doktor wstać jej pozwoli. Nie miała wcale siły podnosić się z łóżka, ale mówiła ciągle, że wstanie jutro.
Zapragnęła
gwałtownie mieć szlafroczek z białego kaszmiru, przybrany czarnym aksamitem, jak do żałoby przystało.
W ten szlafroczek ubierze się, gdy przyjedzie pan Gustaw i rachowała dnie do jego przyjazdu.
<<Poprzednia 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 32 | 33 | 34 | 35 | 36 | 37 | 38 | 39 | 40 | 41 | 42 | 43 | 44 | 45 | 46 | 47 | 48 | 49 | 50 | 51 | 52 | 53 | 54 | 55 | 56 | 57 | 58 | 59 | 60 | 61 | 62 | 63 | 64 | 65 | 66 | 67 | 68 | 69 | 70 | 71 | 72 | 73 | 74 | 75 | 76 | 77 | 78 | 79 | 80 | 81 | 82 | 83 | 84 | 85 | 86 | 87 | 88 | 89 | 90 | 91 | 92 | 93 | 94 | 95 | 96 | 97 | 98 | 99 | 100 | 101 | 102 | 103 | 104 | 105 | 106 | 107 | 108 | 109 | 110 | 111 | 112 | 113 | 114 | 115 | 116 | 117 | 118 | 119 | 120 | 121 | 122 | 123 | 124 | 125 | 126 | 127 | 128 | 129 | 130 | 131 | 132 | 133 | 134 | 135 | 136 | 137 | 138 | 139 | 140 | 141 | 142 | 143 | 144 | 145 | 146 | 147 | 148 | 149 | 150 | 151 | 152 | 153 | 154 | 155 | 156 | 157 | 158 | 159 | 160 | 161 | 162 | 163 | 164 | 165 | 166 | 167 | 168 | 169 | 170 | 171 | 172 | 173 | 174 | 175 | 176 | 177 | 178 | 179 | 180 | 181 | 182 | 183 | 184 | 185 | 186 | 187 | 188 | 189 | 190 | 191 Nastepna>>