Dzieci szczęścia
Drobna dłoń, na której wspierała czoło, drżała, powieki zachodziły łzami, obejmowało ją coraz większe przerażenie wobec przyszłości — nie czuła się na siłach jej
podołać. Och! gdyby tak mogła zasnąć i nie obudzić się więcej, nie widzieć tego wstrętnego pokoju i nie być zmuszoną żyć życiem obecnem...
— O czem że to?
— zagadnęła ją niespodzianie Prakseda, której wysoka postać zatrzymała się nagle przy niej.
Tego było za wiele!
Niedość, że nie miała kąta własnego, chwili samotności przez dzień cały, jeszcze miała spowiadać się z myśli? Podniosła ociężale na pytającą rozmarzone źrenice.
— O czemże? — powtórzyła nakazująco stara panna.
— O niczem — odparła machinalnie.
— To źle. Myśleć trzeba zawsze o czemś i to o czemś pożytecznem.
Próżne marzenia do niczego nie doprowadzą.
Niedziela nie jest dniem pracy, ale
pomodlić się można, to daleko pożyteczniej, niż śnić z otwartemi oczyma, bo wówczas to przychodzą sny najgorsze.
Słowa te uderzyły Jadwinię.
— Masz pani słuszność — wyrzekła łagodnie.
Nie poprzestając na tem, uklękła przy łóżku i zaczęła odmawiać modlitwy, potem zasunęła firanki i położyła się. Czy jednak zdołała odpędzić marzenia? Prakseda nie pytała.
* * *
Obietnica Stanisława odszukania Jadwini okazała się bezskuteczną.
Prezes, który ze swej strony, widząc łzy Marceli, użył wszystkich środków i wpływów, ażeby ją odnaleźć, nie zdołał tego uczynić.
Sądzono, że Jadwinia wydaliła się z Warszawy; szukano jej na prowincyi, a ona tymczasem pod obcem nazwiskiem była bezpieczną na ulicy Białej, w mieszkaniu starych panien.
Marcela rozpaczała tem srożej, iż w głębi duszy sobie samej przypisywała nieszczęście siostry.
Życie zagarniało ją swym prądem, niosło w przepaść, a ona już z niem nie walczyła.
Wychodziła mało, raz jednak idąc z bratem, spotkała panią Kalicką, która szybko odwróciła głowę, przypatrując się pilnie sklepowej wystawie, ażeby uniknąć możliwego
ukłonu.
<<Poprzednia 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 32 | 33 | 34 | 35 | 36 | 37 | 38 | 39 | 40 | 41 | 42 | 43 | 44 | 45 | 46 | 47 | 48 | 49 | 50 | 51 | 52 | 53 | 54 | 55 | 56 | 57 | 58 | 59 | 60 | 61 | 62 | 63 | 64 | 65 | 66 | 67 | 68 | 69 | 70 | 71 | 72 | 73 | 74 | 75 | 76 | 77 | 78 | 79 | 80 | 81 | 82 | 83 | 84 | 85 | 86 | 87 | 88 | 89 | 90 | 91 | 92 | 93 | 94 | 95 | 96 | 97 | 98 | 99 | 100 | 101 | 102 | 103 | 104 | 105 | 106 | 107 | 108 | 109 | 110 | 111 | 112 | 113 | 114 | 115 | 116 | 117 | 118 | 119 | 120 | 121 | 122 | 123 | 124 | 125 | 126 | 127 | 128 | 129 | 130 | 131 | 132 | 133 | 134 | 135 | 136 | 137 | 138 | 139 | 140 | 141 | 142 | 143 | 144 | 145 | 146 | 147 | 148 | 149 | 150 | 151 | 152 | 153 | 154 | 155 | 156 | 157 | 158 | 159 | 160 | 161 | 162 | 163 | 164 | 165 | 166 | 167 | 168 | 169 | 170 | 171 | 172 | 173 | 174 | 175 | 176 | 177 | 178 | 179 | 180 | 181 | 182 | 183 | 184 | 185 | 186 | 187 | 188 | 189 | 190 | 191 Nastepna>>