Dzieci szczęścia





Sposób jego dzwonienia pewny, śmiały, gwałtowny, zdawał się świadczyć, że ma prawo wchodzić do tego domu, że pilno mu wejść, ale wie także, że jest oczekiwany.
Gorący rumieniec wybił na twarz Jadwini.
Odgłos tego dzwonka zdawał się jej obelgą; podniosła niespokojne oczy na Marcelę; ale ona jej nie odczuwała, przeciwnie: uradowana biegła do buduaru, by prędzej spotkać gościa.
W pośpiechu nawet swoim pozostawiła drzwi niedomknięte i Jadwinia mogła dosłyszeć śmiech radosny, którym go witała, pocałunki, które składał na jej rękach.
Nie krępował się, nie miał potrzeby się krępować. Alboż on tu nie był panem? Wszystko, co posiadali, było z jego wspaniałomyślności; chleb, co je karmił, jemu zawdzięczano.
Pochwyciło ją uczucie niewypowiedzianej goryczy i samotności, jakiego nie doznała nawet po śmierci ojca. Śmierć jest nieszczęściem tylko.
Mogła powiedzieć każdemu, w jaki sposób straciła ojca; ale dziś, tracąc siostrę, czuła na ustach straszliwą pieczęć — hańby. Hańby!
to niewymówione słowo ciążyło na niej jak zmora. Więc aż do tego przyszło!
W buduarze tymczasem wrzała rozmowa, przeplatana długiemi chwilami milczenia.
Oni także zajmowali się przyszłością. Ale jaką ta przyszłość być mogła? Jadwinia ukryła palącą twarz w dłonie.
Byłaby chciała nie wiedzieć tego, co wiedziała, nie słyszeć głosu miękkiego, przenikliwego, pewnego
siebie, tego głosu nienawistnego człowieka, który dochodził ją z drugiego
pokoju. Układała coś stanowczego w swej główce, gdy usłyszała powracającego brata.
Stanisław, wbrew zwyczajowi, przyszedł wcześniej.
Minioną noc spędził na kartach, a teraz chciało mu się spać szalenie; ziewnął więc przeciągle. Nie był on wcale w usposobieniu do rozmowy.
— Czego chcesz? nie przeszkadzaj mi!
— wyrzekł niechętnie. Ale ona nie zważała na to.


<<Poprzednia 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 32 | 33 | 34 | 35 | 36 | 37 | 38 | 39 | 40 | 41 | 42 | 43 | 44 | 45 | 46 | 47 | 48 | 49 | 50 | 51 | 52 | 53 | 54 | 55 | 56 | 57 | 58 | 59 | 60 | 61 | 62 | 63 | 64 | 65 | 66 | 67 | 68 | 69 | 70 | 71 | 72 | 73 | 74 | 75 | 76 | 77 | 78 | 79 | 80 | 81 | 82 | 83 | 84 | 85 | 86 | 87 | 88 | 89 | 90 | 91 | 92 | 93 | 94 | 95 | 96 | 97 | 98 | 99 | 100 | 101 | 102 | 103 | 104 | 105 | 106 | 107 | 108 | 109 | 110 | 111 | 112 | 113 | 114 | 115 | 116 | 117 | 118 | 119 | 120 | 121 | 122 | 123 | 124 | 125 | 126 | 127 | 128 | 129 | 130 | 131 | 132 | 133 | 134 | 135 | 136 | 137 | 138 | 139 | 140 | 141 | 142 | 143 | 144 | 145 | 146 | 147 | 148 | 149 | 150 | 151 | 152 | 153 | 154 | 155 | 156 | 157 | 158 | 159 | 160 | 161 | 162 | 163 | 164 | 165 | 166 | 167 | 168 | 169 | 170 | 171 | 172 | 173 | 174 | 175 | 176 | 177 | 178 | 179 | 180 | 181 | 182 | 183 | 184 | 185 | 186 | 187 | 188 | 189 | 190 | 191 Nastepna>>