Dzieci szczęścia






Wypowiadał może szczerze uczucia bardzo złożonej natury, wśród których dobre stały w wyraźnej kolizyi z czynami.
Marcela przecież była zbyt w nim zaślepioną, by to zauważyć mogła.
— Mój biedny Stasiu! — zawołała, zarzucając mu ręce na szyję.
Uścisnął ją i odszedł śpiesznie.
Była to godzina, w której przychodził prezes, a nie miał ochoty się z nim spotkać.
Kwestya pieniężna niepokoiła nietylko samą Marcelę; prezes myślał o niej nieustannie: wyrzucał sobie, iż do fikcyjnej sumy, posłanej Marceli, nie przyłożył kilku tysięcy
więcej. Byłyby wówczas tak samo przyjęte, a to dałoby możność dłuższej egzystencyi. Przez ten zaś czas...
Prezes wiedział dobrze, iż stan obecny był tymczasowością, ale tymczasowość ta miała swoje słodycze.
Marcela siedziała na otomance pod blaskiem lamp błękitnych, które czyniły ją podobną do wodnej bo-
gini.
Włosy jej, upięte wysoko, odsłaniały perłową białość szyi, nad karkiem drobniutkie pukielki tworzyły rodzaj mgły złocistej, a bogate ciężkie zwoje, niby hełmem wieńczyły
jej nizkie greckie czoło i twarz o klasycznych rysach. Ręka, osłonięta rękawem, zachodzącym tylko trochę niżej łokcia, spoczywała niedbale na pluszu otomany.
Prezes siedział przy niej na nizkim fotelu, pochylony w ten sposób, by mógł objąć wzrokiem całą jej postać, ułożoną z wyszukanym, a właściwym jej wdziękiem.
Na małym stoliku, pluszem obitym, stała fantastycznych kształtów majolika, pełna hyacentów, róż, fijołków.
Wielkie liście latanii i drobne eryki rzucały na ściany cienie dziwaczne, niewyraźne, z powodu przyćmionego światła i służyły za wdzięczne tło dla idylli, rozgrywającej się
wśród nich.
Prezes, na prośbę Marceli, zapalił hawańskie cygaro, i jak artysta, odczuwał urok pięknej kobiety, w otoczeniu tak umiejętnie dobranem; dręczyła go tylko myśl, czy pod niem nie
ukrywa się przypadkiem niedostatek.


<<Poprzednia 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 32 | 33 | 34 | 35 | 36 | 37 | 38 | 39 | 40 | 41 | 42 | 43 | 44 | 45 | 46 | 47 | 48 | 49 | 50 | 51 | 52 | 53 | 54 | 55 | 56 | 57 | 58 | 59 | 60 | 61 | 62 | 63 | 64 | 65 | 66 | 67 | 68 | 69 | 70 | 71 | 72 | 73 | 74 | 75 | 76 | 77 | 78 | 79 | 80 | 81 | 82 | 83 | 84 | 85 | 86 | 87 | 88 | 89 | 90 | 91 | 92 | 93 | 94 | 95 | 96 | 97 | 98 | 99 | 100 | 101 | 102 | 103 | 104 | 105 | 106 | 107 | 108 | 109 | 110 | 111 | 112 | 113 | 114 | 115 | 116 | 117 | 118 | 119 | 120 | 121 | 122 | 123 | 124 | 125 | 126 | 127 | 128 | 129 | 130 | 131 | 132 | 133 | 134 | 135 | 136 | 137 | 138 | 139 | 140 | 141 | 142 | 143 | 144 | 145 | 146 | 147 | 148 | 149 | 150 | 151 | 152 | 153 | 154 | 155 | 156 | 157 | 158 | 159 | 160 | 161 | 162 | 163 | 164 | 165 | 166 | 167 | 168 | 169 | 170 | 171 | 172 | 173 | 174 | 175 | 176 | 177 | 178 | 179 | 180 | 181 | 182 | 183 | 184 | 185 | 186 | 187 | 188 | 189 | 190 | 191 Nastepna>>