Dzieci szczęścia
DZIECI SZCZĘŚCIA.
POWIEść
przez
Waleryę Marrené
Zegar stojący na kominku wydzwonił już dawno dziesiątą godzinę, gdy panna Marcela Sawińska wyszła ze swego sypialnego pokoju.
Płeć przezroczysta i delikatnie zabarwione policzki świadczyły o długim, spokojnym śnie, oczy spoglądały swobodnie i wśród jasnej twarzy błyszczały pogodą, jak dwa słońca.
Czoło, skronie, powieki miały perłowe odbłyski. zdobiące niekiedy w młodości płeć jasnych blondynek.
Pomimo wczesnej godziny, panna Marcela była ubraną wykwintnie.
Miała na sobie blado-niebieską kaszmirową matinée, oszytą mnóstwem koronek.
Był to strój, w którym przyjąć mogła poufałych gości, ale, który świadczył zarazem, że nie ciążyły na niej żadne obowiązki, przypadające zwykle pani domu, że rano nie
zajmowała się ani spiżarnią, ani porządkiem domowym, ani nawet kwiatami, zapełniającemi żardinierki w buduarze, do którego weszła, i w wielkim przyległym salonie.
Bo też Marcela nie potrzebowała trudzić się w podobny sposób.
Dwóch lokajów od rana przyprowa-
dzało apartament do należytego porządku, kwiaty odmieniał co tydzień ogrodnik, gospodyni miała pod swem zawiadywaniem kuchnię i spiżarnię.
Marcela co najwyżej odbywała z nią konferencye wieczorem, w czasie gdy panna służąca układała jej na noc włosy, bo musiała przecież zawiadomić ją z góry, czy nazajutrz
zaproszono parę osób na obiad, czy też miała zasiąść do niego tylko rodzina.
Te lekkie obowiązki Marcela pełniła od lat paru, kiedy straciwszy matkę, stanęła na czele ojcowskiego domu.
Nie były one wcale uciążliwe, ale ponieważ Marcela była młoda, dziwiono się powszechnie, iż potrafiła utrzymać dom ojcowski na odpowiedniej stopie tak pod względem elegancyi,
jak powagi.
Potrafiła ona więcej jeszcze — matkowała młodszej
o cztery lata siostrze, która teraz właśnie pod jej okiem kończyła edukacyę.
Z tego powodu uważano Marcelę za osobę wyjątkową, i na niej też widać było zadowolenie i pewność siebie, jaką nadaje stanowisko, przywyknienie do rozkazywania, lekceważenie
pieniędzy, których ojciec dostarczał zawsze bez rachunku.
— Czy panna Jadwiga już wstała?
— zapytała służącej, która przyniosła jej zapomnianą chustkę i francuską powieść czytaną wczoraj wieczorem.
— Jeszcze nie, obudziła się dopiero.
— Powiedz, żeby mi zrobiono herbaty, a jak się
panna Jadwiga ubierze, niech przyjdzie pić ją ze mną do jadalnego pokoju.
— Ach! twoja herbata!
wiesz, że jej nie cierpię — odezwał się za drzwiami wesoły głosik.
I panna Jadwiga wbiegła do pokoju, rzucając się siostrze na
szyję-
Stanowiła ona kontrast zupełny z Marcelą tak z twarzy, jak z usposobienia.
Była o tyle niesforną, o ile Marcela miała układ pełen powagi.
Żywa jak iskra, słowa i czyn zwykle u niej myśl wyprzedzały, ku wielkiej rozpaczy starszej siostry, która pod względem konwenansów była bardzo uważającą i nie znosiła żadnych
niestosowności. Liczba tych potępionych niestosowności przerażała Jadwinię; nie mogła czy nie chciała jej spamiętać, zawsze też przeciwko niej wykraczała.
Obie siostry były blondynki, tylko włosy starszej, podobne do promieni płynnego złota, obejmowały regularny owal twarzy; włosy młodszej, kapryśne, niesforne jak ona sama,
tworzyły mnóstwo loczków, pukli, promieni, kosmyków, spadających na szyję, skronie, czoło i twarz śliczną, ale nie mającą nic klasycznego, zakrywały nawet niekiedy oczy,
błyszczące a modre jak dwa bławatki.
Rysy sióstr miały może rodzinne podobieństwo, ale ukształtowały się stosownie do charakteru.
Nosek Jadwini lekko podnosił się w górę, różowe nozdrza drgały za [każdem wzruszeniem, wargi jej
z żywej purpury miały figlarne zagięcia, zapewne od śmiechu, który gościł
na nich nieustannie i rysował mnóstwo ruchomych dołeczków na jej policzkach i bródce.
— Jadwiniu, Jadwiniu!
— wołała Marcela, usiłując oswobodzić głowę z jej gwałtownego uścisku — ostrożnie, popsujesz moje czesanie. Matylda układała je przez godzinę.
Różowa buzia skrzywiła się znacząco.
— Jesteś już pod bronią — zawołała z przestrachem.
— A ty Jadwiniu, do czegożeś podobna?
Jadwinia spojrzała na swój flanelowy szlafroczek
i zapewne pomyślała o włosach zachwycających, ale niedotkniętych jeszcze grzebieniem i szczotką.
— Jeszcze tak rano — wyrzekła, poruszając się leniwo.
— Blisko południe; mówiłam ci tyle razy, iż panna powinna być zawsze tak ubraną, by w potrzebie każdemu pokazać się mogła.
— Bo widzisz śpieszyłam się, ma przyjść panna Nelicka.
— Panna Nelicka? Przecież nie bierzesz już od niej lekcyi.
— No, tak, niby; ale ja ją bardzo kocham i chciałam zasięgnąć niektórych wiadomości, więc prosiłam, żeby do mnie przyszła.
— Moja Jadwiniu! cóż za wyrażenia.
Zkądże
znowu ta miłość do osoby zapewne bardzo dobrej, bardzo zacnej, lecz ostatecznie nie należącej do naszego świata. Nie jesteś już małą dziewczynką!
— Nie wiedziałam, że się będziesz gniewała; sądziłam, że nauczycielka jest zawsze dla mnie najlepszem towarzystwem, zwłaszcza taka, jak panna Nelicka. Wszyscy ją chwalą.
— To zupełnie co innego; ja chwalę ją także. Są odcienia, które powinnabyś już rozumieć. A teraz chodź na herbatę.
— Ślicznie dziękuję; wiesz, że tych twoich szkaradnych ziółek nie cierpię. Wolę się pójść ubrać, zanim. panna Nelicka nadejdzie.
— Ależ nie ma potrzeby, dla niej i tak będziesz dość ubraną. Zjedz śniadanie. Nie chcesz herbaty, to każ sobie dać kawy.
Jadwinia zrobiła nieokreśloną minkę zepsutych dzieci, gdy im dają to, czego nie lubią.
1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 32 | 33 | 34 | 35 | 36 | 37 | 38 | 39 | 40 | 41 | 42 | 43 | 44 | 45 | 46 | 47 | 48 | 49 | 50 | 51 | 52 | 53 | 54 | 55 | 56 | 57 | 58 | 59 | 60 | 61 | 62 | 63 | 64 | 65 | 66 | 67 | 68 | 69 | 70 | 71 | 72 | 73 | 74 | 75 | 76 | 77 | 78 | 79 | 80 | 81 | 82 | 83 | 84 | 85 | 86 | 87 | 88 | 89 | 90 | 91 | 92 | 93 | 94 | 95 | 96 | 97 | 98 | 99 | 100 | 101 | 102 | 103 | 104 | 105 | 106 | 107 | 108 | 109 | 110 | 111 | 112 | 113 | 114 | 115 | 116 | 117 | 118 | 119 | 120 | 121 | 122 | 123 | 124 | 125 | 126 | 127 | 128 | 129 | 130 | 131 | 132 | 133 | 134 | 135 | 136 | 137 | 138 | 139 | 140 | 141 | 142 | 143 | 144 | 145 | 146 | 147 | 148 | 149 | 150 | 151 | 152 | 153 | 154 | 155 | 156 | 157 | 158 | 159 | 160 | 161 | 162 | 163 | 164 | 165 | 166 | 167 | 168 | 169 | 170 | 171 | 172 | 173 | 174 | 175 | 176 | 177 | 178 | 179 | 180 | 181 | 182 | 183 | 184 | 185 | 186 | 187 | 188 | 189 | 190 | 191 Nastepna>>